Przemysław Tytoń w "Modrzewiaku" |
Napisał Sekretariat
|
Czwartek 21 czerwca 2012 |
(20 czerwca) Prawdziwą furorę zrobił bohater Euro 2012 - bramkarz Przemysław Tytoń. Odwiedził naszą szkołę. A młodzież zgotowała gorące przyjęcie z owacją na stojąco. Same podpisywanie autografów Panu Przemkowi zajęło ponad kwadrans. Uczniowie i nauczyciele mieli możliwość zadawania najróżniejszych pytań. Poniżej przytaczamy kilka z nich.
- Jakie są Pańskie wrażenia po nieudanych dla nas Euro 2012?
- To było niesamowite przeżycie. Najpiękniejsi i najwspanialsi byli polscy kibice. I dlatego z tego powodu najbardziej mi szkoda odpadnięcia nas już w eliminacjach Euro. Dzięki tej wspanialej publiczności czuliśmy się tak dobrze. Ale nie wyszło. Wiem bowiem jak bardzo wszystkim Polakom zależało na naszym sukcesie.
- Czy czuje się pan bohaterem narodowym?
- Oczywiście, że nie. Jestem normalnym piłkarzem, który wykonuje swoją pracę najlepiej jak umie. A że miałem trochę szczęścia broniąc tego karnego, to fakt. Jako kadra wiemy jednak, co to pokora i naprawdę znamy swoją wartość. A to, co mnie teraz często spotyka – te wyrazy sympatii, prośby o autografy i wspólne zdjęcia – jest bardzo miłe.
- Dlaczego polska drużyna wypadła tak słabo na Euro?
- To splot wielu nieszczęśliwych okoliczności. Przecież w pierwszej połowie meczu z Grecją, kiedy prowadziliśmy 1-0 i przeciwnicy grali w osłabieniu, wydawało się, że wygramy ten mecz z kilkubramkową przewaga. A wyszło inaczej. Pamiętajmy jednak, że w każdym meczu mieliśmy bardzo dużo okazji do zdobycia bramek, tylko skuteczność zawodziła. Trzeba dokonać głębokiej analizy naszych niepowodzeń, ale na pewno jest to przyszłościowa drużyna, która ma szanse na sukces w eliminacjach do mistrzostw świata.
- Jaki mecz był dla pana najbardziej wyczerpujący fizycznie i psychicznie?
- Zdecydowanie było to spotkanie z Rosją. To był bowiem nie tylko ważny mecz ze względów sportowych, ale także politycznych, kulturowych i wielu innych. To była wyjątkowa presja na nas wszystkich wywierana. Kiedy wróciłem po tym meczu do hotelu, to byłem skonany. To był tak ważny mecz dla nas, że remis osiągnięty ogłoszono faktycznie naszym zwycięstwem.
- Jak to było z tym obronionym rzutem karnym. Skąd pan wiedział, w który róg się rzucić.
- No oczywiście nie wiedziałem, to był impuls, intuicja. Pamiętam nawet, że gdy wychodziłem na boisku jeden z trenerów powiedział mi, że ten Grek ma zwyczaj strzelać w prawy róg. Ja jednak zaryzykowałem rzut w lewą stronę i się udało. Kiedy wchodziłem na boisko wiedziałem, że na stadionie jest cała moja rodzina, w tym moja mama, której dedykowałem tę obronę.
Spotkanie było możliwe dzięki zaangażowaniu ojca Marcina Wrzochola. Dziękujemy Ojcze ! Dziękujemy Panie Przemku ! Życzymy powodzenia na boiskach Europy !
Zdjęcia ze spotkania w galerii.
|
Ostatnia aktualizacja ( Czwartek 21 czerwca 2012 )
|